kaja


Poznalysmy sie 24 czerwca 1997. To historyczne wydarzenie mialo miejsce w furgonetce naszej niekochanej kolezanki. Byl to nasz transport na oboz jezyka angielskiego w Myslenicach. Daleko od domu (30km od Krakowa) opanowywalysmy angielski oraz wiele innych rzeczy. Przede wszystkim opanowalysmy pokoj 206 okupowany przez Anglika Iana-Grubodupnego, ktory potrafil z miejsca zwanego potocznie kiblem, nadawac (zapewne do ojczyzny) wiadomosci Morsem. Miejscem naszych nocnych wypraw stala sie stolowka, gdzie z narazeniem zycia "pozyczalysmy" talerze aby zaspokoic chinskie czesci naszych zoladkow (kto jadl kiedys zupke chinska pojmie o co chodzi w zdaniu powyzej). Kaja szybko opanowala uzyteczne zwroty po ang co mozna bylo zauwazyc kiedy w poblizu byl nasz przyjaciel Anglik Ian-Grubodupny. Moze to brak zaufania, lecz tymi ang zwrotami poslugiwala sie tylko w rozmowie z nim. Kaja podczas obozu obchodzila swoje urodziny (3 VII) i swoje imieniny (5 VII). Oczywiscie urzadzilysmy jej wielka impreze z papierowym tortem oraz szamponem (Ultra Doux - Kiwi).

 

 

I tak sie wlasnie zaczelo. Odtad jestesmy nierozlaczne, mimo tego, ze zdarzaja nam sie klotnie. Nasz kolejny wspolny wypad, tym razem zima, to oboz narciarski w Rycerce, gdzie bylysmy jedynymi ludzmi, ktorzy przyjechali na ten oboz zeby pojezdzic na nartach, lub jak niektorzy (w tym ja) opanowac podstawowe upadki na nartach.

 

 

Wieczorami czas wypelniali nam koledzy, ktorym bardzo zalezalo na tym, abysmy swoja obecnoscia zaszczycily dyskoteke, ktora urzadzali. Aby nam pokazac jak bardzo im na tym zalezy, probowali wielu sposobow. Jeden z nich, ktory do dzis pamietam, to bylo to, kiedy w progu drzwi do naszego pokoju wszyscy ladnie uklekli, zlozyli raczki jak do zdrowaski i zaczeli spiewac...koledy... To raczej byl szantaz, niz przekonywanie... Bali sie przestapic progu z obawy przed okrutna zemsta Blondynki, ktorej bronia masowej zaglady byly jej czarne lakierki o tajemniczym betono-podobnym obcasie, ktory spedzal sen z powiek zwlaszcza: Don Camillowi De Marco, Marcinkowi, Kepce, Jackowi czy tez Diablo. Chcialabym jeszcze wspomniec o veteranie naszego obozu. Zdobywcy najwiekszej liczby choinek i mniejszych krzakow podczas zjazdu z oslej laczki (nie mogl sie zatrzymac), poza tym wnosil nam nasze narty, ktore byly dwa razy dluzsze od niego samego. Oklaski dla Yeti, 7-letniego mistrza we wjezdzaniu w mniejsze drzewka, specjalnosc: choinki!

 

 

 

Po obozie narciarskim, pojechalysmy do Bialki Tatrzanskiej, na narty. Towarzyszyli nam Hokeista i Wojtus i ich gazety o grach komputerowych... Bylo swietnie! Kaja caly czas szpanowala jak swietnie potrafi jezdzic, a ja dalej pracowalam nad moimi upadkami, powoli opanowujac wszystkie mozliwe. Na zdjeciu zostaly uwiecznione moje narciarskie spodnie bezpieczenstwa, zeby latwiej mnie bylo odnalezc na stoku, lub w jego okolicach, tak na wszelki wypadek.

 

 

 

I znowu wakacje! Tym razem zaryzykowalysmy i pojechalysmy na kolonie do Wladyslawowa,razem z moim kuzynem Marcinkiem, jego kolega Mareczkiem, niezapominajac o Jacku. Ale zaden z nich, wcale nie byl potrzebny do szczescia, zwlaszcza Kaji, no moze za wyjatkiem bluzy Marcinka... Legenda naszej kolonii stal sie Czarny. Kaja do dzis oglada sie za oliwkowym Fiatem Brava. Osobnik ten zamieszkiwal dom na rogu ulicy nadmorskiej, ktory zawsze mijalysmy idac gdziekolwiek. Zwlaszcza kiedy Kaja miala potrzebe pojscia do sklepu, 50tys razy dziennie... Byla gotowa do wyjscia zarowno o 5 po poludniu jak i o 2 w nocy. Czarny tylko czekal, kiedy blond pieknosc pojawi sie w jego furtce i napewno cwiczyl przed lustrem to machanie reka do niej...

 

 Kaja, Baska i ktos z komorka we Wladyslawowie.

 

 

 Poczta francuska z kolonii.->

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasze ... nowe spodnie na tle pieknej(?) sciany w Bystre - Sylwester. 

 

Na ferie zimowe znowu wrocilysmy do Bialki. Ale tym razem nie bylo z nami zadnego "opiekuna". Za to pojechali z nami slynni snowboard'zisci tacy jak: Yo- Man-Hokeista, Yo-Man-Trzy-Szesc-Wojtus oraz jego siostra Gosia. Ten sezon zakonczylysmy wieloma sukcesami. Znalysmy juz wszystkich pracownikow naszego ulubionego wyciagu, co zredukowalo nasze wydatki na karnety... Ja nareszcie opanowalam do perfekcji wszystkie mozliwe wypadki na nartach i nareszcie moglam zaczac zjezdzac ze stoku i dojechac na dol w calosci. Kaja natomiast zapisala sie do klubu narciarskiego. Mi to nie grozi... Ja za to cwiczylam moje piruety na tamtejszym lodowisku. Niestety Kaja zaszczycila lodowisko swoja obecnoscia tylko raz... Ale wiadomo jej tylko Zabcia w glowie. Jezeli ja poprosicie to napewno rozwinie wam ona ta mysl... Pozatym na jej biurku do dzis stoi taka Zabka :)

 

 

 

 


Pewnego dnia, dawno, dawno temu, wybralysmy sie do zoo. Oprocz tego, ze od samego poczatku uciekaly nam autobusy (ktore jezdzily co 40 minut), jak zwykle swietnie sie bawilysmy. Tutaj jestesmy wlasnie przy lamach, ktore nie chcialy sie ustawic do zdjecia (pewnie nie wiedzialy, ze beda potem na internecie - ladne chamstwo)...
 




 

Kolejne wakacje spedzalysmy troche na Slowacji w Tatranskiej Kotlinie. Od tego zdjecia widac, ze scielam wlosy! Oprocz tego widac rowniez kawalek mostu, no i oczywiscie nasze wspaniale podeszwy! Widac rowniez kto chodzi na kung fu a kto na balet, jak to kiedys zauwazyla Kaja... W Kotlinie jest slicznie! Zwlaszcza latem kiedy mija sie te wszystkie wyciagi narciarskie...Ladne chamstwo! Wyjazd ten stal sie inspiracja dla Hokeisty, do napisania super przeboju "Picnic Country". Zostal on wydany n singlu i mozna go czesto obejrzec na MTV-Bolechowice, kanale dostepnym tylko na kablowce.

 

 

 

 

 

 

Pokoj Kaji w noc sylwestrowa. Nowa niebieska tapeta i kawalek nowej szafki. Do tego na tym zdjeciu siedzimy na jej nowym lozku (ktorego niestety niewidac) (sorry Kaja). A teraz konkurs audiotele: Czy ulubionym kolorem Kaji jest:

a) niebieski,

b) niebieski,

c) bulka z dzemem

d) wszystkie odpowiedzi sa prawidlowe?

 

Odpowiedzi prosze przesylac w niebieskiej zaklejonej kopercie na adres:

Hermenegilda Kluczklaczykowska,

ulica Blotna numer zachlapany,

00 - 000 Kosowo Dolne, Czeczenia.

Z dopiskiem: Wolnosc dla Pikusia!

I znowu Slowacja. Maj 2000. Zwiedzalysmy ruiny jakiegos zamku, ktory ma tak trudna nazwe,zepotrafia ja wymowic tylko slowacy. Nasz kolega-tubylec Janek caly czas sie z nas smial, kiedynie bral nas wieczorem na spacery,zeby siepochwalic w ktorym miejscu uciekal ostatnioprzed niedzwiedziem. Fajny facet, prawda Kaju? :)

 

 

 

 

 

 

I tak od czerwca '97 sie przyjaznimy. W tym roku, w czerwcu minely 3 lata!

Kaja - dzieki za sliczna kartke!